Pamiętacie moją historię z overbookingiem w Turkish Airlines, gdzie byłam zachwycona, bo dostałam dodatkową noc w 5-gwiazdkowym hotelu w Stambule za darmo? Jeśli przegapiliście tę historię, to możecie ją przeczytać tutaj. Nie wiecie jednak, że przez ten cudowny overbooking prawie nie wsiadłam do samolotu. Już widziałam, że boarding był zakończony, bramka zamknięta, a ja nadal nie weszłam na pokład. Jesteście ciekawi, jak to się stało? Weźcie kubek herbaty i przeczytajcie wpis do końca!
24 lipca (pierwotny termin lotu Stambuł- Panama)
Po całej sytuacji z overbookingiem dostajemy nasz nowy bilet na lot. Na następny dzień. Spoglądam na bilet i widzę destynację Bogota, Kolumbia. Wiem, że mój samolot miał mieć międzylądowanie w Bogocie i lecieć dalej do Panamy, więc mówię, że ja lecę do Panamy i czy nie powinnam mieć na bilecie Panama, a nie Bogota. Pan z obsługi zapewnia mnie, że to ten sam samolot, więc nie ma problemu. Ok, odpuszczam, ale ten sam pan obiecał mi również miejsce przy oknie z dodatkową przestrzenią na nogi, więc tak dla pewności pytam się, czy to miejsce na bilecie jest przy oknie. Okazuje się, że nie, więc bez problemu bierze mój bilet i drukuje ponownie z nowym miejscem. Patrzę na destynację końcową- nadal Bogota. Ok, przecież już raz pytałam, nie zmienił jej, więc chyba faktycznie nie ma problemu.
25 lipca
Wypoczęci i wyspani wraz z moimi kompanami z overbookingu wyjeżdżamy z 5-gwiazdkowego hotelu. Mówię im, że martwię się tym moim biletem, bo ma destynację do Bogoty, a nie do Panamy, więc sugerują mi, żebym jeszcze kogoś zapytała się na lotnisku. Pytam się pana w check-in, później kolejnego i wszyscy mówią 'no problem, no problem, it's the same plane'. Pytam się nawet przed bramką osoby, która sprawdzała nasze bilety, zanim zaczął się właściwy boarding. Też nie ma problemu. Boarding rozpoczęty. Ogrom ludzi wchodzi na pokład. Dochodzę do bramki, pokazuję bilet i mówię, że lecę do Panamy, ale na bilecie mam Bogotę, czy to nie problem. I zaczęło się.
Były 3 bramki. 2 bramki wpuszczały pasażerów na pokład samolotu, 1 bramka zajmowała się tymi, którzy na pokład samolotu wejść nie mogą. Trafiłam do tamtej bramki. Wyjaśniłam sytuację, pokazałam bilet, pan z obsługi wykonał telefon, nic nie powiedział i kazał czekać. Wokół mnie grupa Afrykańczyków, spoglądam na ich paszport- z Czadu. Kłócą się, dlaczego nie mogą wejść na pokład, skoro mają bilet. Okazuje się, że lecą do Bogoty, a stamtąd do Meksyku i potem do Nikaragui. Nie mają jednak wizy tranzytowej do Meksyku, więc nie chcą ich wpuścić na lot do Bogoty. Widzę, jak ten sam pan bierze ich bilet i go przekreśla. Nie wejdą na pokład. Zostają w Stambule.
Chwilę później przychodzi 35-letnia dziewczyna z Ekwadoru, też nie chcą wpuścić jej na pokład. Twierdzi, że ma wizę, ale im w systemie wyskakuje błąd. Nie może wejść na pokład bez ważnej wizy. Też się kłóci. I w tym wszystkim stoję tam ja, czuję się, jakbym trafiła w miejsce osób przegranych, które do samolotu nie wsiądą.
Spoglądam na Kolumbijczyka i Turka, z którymi spędziłam ostatni dzień. Nadal czekają na mnie za bramkami i zastanawiają się, dlaczego mnie nie wpuszczają na pokład. Pytam pana z obsługi, jak długo mam czekać. Odpowiada, że jeszcze 5 min, więc tak pokazuję moim towarzyszom.
Minęło więcej niż 5 min. Moi towarzysze zostali przegonieni z miejsca, w którym stali. Kazali im już wchodzić na pokład. Patrzę na monitor- najpierw było 'last call', a chwilę później pojawia się napis 'gate closed'. Serce zaczyna mi bić mocniej. Pytam pana z obsługi, czy wejdę na pokład. Odpowiada 'maybe'. W mojej głowie już widziałam, jak samolot odlatuje mi przed nosem. Obok dalej stoją Afrykańczycy i się kłócą, a ja czekam i patrzę. Nie widzę, czy ten samolot dalej tam stoi i czy dalej można wsiadać. Wiem tylko, że żadna z osób, które stoją obok mnie, nie wejdzie na pokład. Czy będę jedną z nich? W końcu to nie moja wina, pytałam tyle razy... W gruncie rzeczy mam ważny bilet do Bogoty. Mogłabym się ugiąć i powiedzieć "Wpuście mnie już teraz, chcę lecieć i mam ważny bilet". Tylko, co zrobię, gdy zostawią mnie w Kolumbii, a na mnie czeka kuzynka w Panamie? Nie mam czasu na więcej przygód.
Przebieram niecierpliwie nogami. Patrzę na ten monitor i się jeszcze bardziej stresuję. Można wejść po tym, gdy boarding został już zakończony? W końcu dzwoni telefon. Pan z 3 bramki przekazuje szybko bilet panu z 1 bramki, więc już zmieniam lokalizację, jest dobrze. Mam szansę wejść. Wszystko dzieje się bardzo szybko. Nie mam nowego biletu, tylko widzę jak przekreślają Bogota i wpisują długopisem Panama. Tak samo zmieniają mi numer siedzenia. Udało się! Przechodzę przez bramkę, widzę w końcu ten samolot, jeszcze z otwartymi drzwiami i wchodzę na pokład!
To może zabrzmi głupio, ale pierwsze, co pomyślałam w tamtym momencie: kurczę, zmienili mi miejsce, powiedzmy 45B! Nie chcę siedzieć w środku przez 14h! Nie ośmielam się pytać pana przy bramce, bo na to nie ma czasu. Priorytet to wejście na pokład, ale gdy tylko weszłam na pokład, to już cała perspektywa się zmienia. Zagaduję pierwszą stewardessę, mówię, że był overbooking i obiecali mi miejsce przy oknie i pytam, czy jest jeszcze jakieś wolne. Sprawdza na tablecie, że niestety nie, ale daje mi inne miejsce. Przekreśla 45B i daje mi 13J. Idę na to miejsce rozczarowana. Ups, ktoś już tam siedzi. Mówię kolejnej stewardessie.
Wszyscy wyciągają bilety, żeby sprawdzić, czy każdy siedzi na swoim miejscu. Pan już chce mi ustąpić miejsca, a ja mówię, że nie trzeba, znajdę sobie miejsce. Tak naprawdę ani trochę nie chciałam tam siedzieć. Także obsługa znów zaczyna szukać mi miejsca. Idziemy dalej do rzędu z miejscami, które mają większą przestrzeń na nogi. Wszystkie miejsca zajęte, ale stewardessa sprawdza każdy bilet i przesadza pasażera z miejsca przy oknie w jakieś inne miejsce. Do tej pory nie wiem, gdzie ten pan poszedł, ale ja finalnie dostałam to moje obiecane miejsce przy oknie z extra miejscem na nogi. Tylko wiecie co? Akurat okna tam nie było. Było kawałek dalej tak, że gdy byłam zapięta pasami, nie widziałam nic. Usiadłam i pomyślałam sobie, że narobiłam tyle zamieszania po nic. Chociaż tyle, że mogłam się oprzeć o tą ścianę i spać. No trudno...
W końcu ruszamy. Pasy zapięte, samolot ogromny, podczas tego szukania miejsca nie widziałam ani Kolumbijczyka ani Turka, a przecież oni dalej nie wiedzą, czy wsiadłam na pokład samolotu! Na pewno się martwią! Chciałam ich poszukać, ale nie mogę, bo najpierw startujemy i gdy tylko zniknęła ikonka 'zapnij pasy', zaczął się w samolocie serwis. Nie mogłam przejść, bo w każdym rzędzie była stewardessa z jakimś wózkiem. Zdenerwowana wróciłam do swojego rzędu i nie mogłam usiedzieć w miejscu. Tylko przebierałam nogami, aż wreszcie podadzą nam posiłek, zabiorą naczynia itd. Minęło conajmniej 1,5h, gdy wreszcie mogłam się ruszyć.
Na samym końcu samolotu widzę mojego Kolumbijczyka i idę się przywitać. Okazuje się, że siedzi w rzędzie 2-osobowym, bo to były ostatnie siedzenia, a reszta rzędów była 3-osobowa. W dodatku miejsce obok niego jest wolne, nikt tam nie siedzi, choć samolot miał obłożenie niemalże pełne! Stwierdziłam, że o wiele bardziej wolę miejsce obok mojego kompana, które było wygodniejsze (mimo że nie było przy oknie) i tam zostaję.
I wiecie co? Spojrzałam na numer miejsca, to było to miejsce 45B. To, które dali mi przy bramce przekreślając Bogotę na Panamę. To było moje wcześniejsze miejsce! Dlatego nikt tam nie siedział! Tak więc finalnie miałam 2 miejsca- jedno przy oknie (ale bez okna) z extra przestrzenią na nogi, a drugie przy moim kompanie podróży. Cóż i tak cały lot zostałam już na tyłach samolotu, a po co narobiłam tyle zamieszania? Nie wiem, żałuję. Chyba sama musiałam się przekonać, że czasem warto odpuścić. Jakby mało mi było dziś stresów!
26 lipca
Lądujemy w Bogocie. Kolumbijczyk mnie opuszcza. Zmienia się obsługa samolotu. Przychodzą nowe osoby- najpierw pani z obsługi lotniska. Sprawdza bilet każdego i miejsca. Patrzy na mój i się przeraziła- co tu się stało, wszystko poprzekreślane, a ja nie siedzę na miejscu, które ostatecznie było wpisane w mój bilet. Przy długich lotach zmiana miejsc nie jest taka prosta, a za chwilę wsiadają kolejni pasażerowie z Bogoty, którzy lecą albo do Panamy, albo z powrotem do Stambułu, więc muszą siedzieć na swoich miejscach.
Zaczęłam jej wszystko tłumaczyć. Odpowiada mi, że dobrze dobrze, nie ma problemu i że wszystko rozumie i że nikt nie będzie mnie przesadzał.
Wchodzą stewardessy z linii Copa Airlines, która na tym odcinku współpracuje z Turkish Airlines. Ponownie sprawdzają miejsca, bo ktoś również ma to miejsce. Ja już nie mam siły tłumaczyć kolejnej osobie. Chcę tylko zostać na swoim miejscu na ostatnie 1,5h lotu. Ostatkiem sił tłumaczę, ale i tak stewardessa każe mi iść do przodu samolotu, żeby to sprawdzić. Pojawia się znowu pani z obsługi lotniska, która tłumaczy, że wszystko jest w porządku, że boarding już jest zakończony, że wszyscy pasażerowie są w samolocie i miejsc jest dużo, więc mogę usiąść, gdzie chcę i gdzie jest wolne. Pasażer, który miał to moje miesce jakoś magicznie zniknął, więc w gruncie rzeczy mogłam dalej tam siedzieć. Super, co za ulga. Dawno nie miałam tyle problemów z jednym lotem.
Wiecie co, w końcu to nie moja wina. To obsługa naziemna ze Stambułu z Turkish Airlines nawaliła. Gdyby wydrukowali mi poprawny bilet z Panamą, a nie Bogotą jako destynacją docelową nie byłoby problemu. Ale cóż, nie narzekam. Mimo to miałam dobry lot. Dostałam, co chciałam. Overbooking był dla mnie super okazją do podreperowania mojego budżetu na Amerykę Centralną, więc to całe doświadczenie zapamiętam jako jedne z fajniejszych!
Historię tę zostawiam tu na pamiątkę i też po to, by pokazać, że nie zawsze wszystko jest tak piękne, jak pokazuje się to w social mediach. W relacjach na instagramie widzieliście, że zachwalałam całą sytuację z overbookingiem. Nie było tam miejsca na tę historię! Poznajecie ją teraz, także gratuluję Wam wytrwałości w czytaniu i może na przyszłość i Wy będziecie wiedzieli, że jak się czegoś chce i się o to spróbuje zapytać, to się to dostanie :)