5 sie 2023

San Blas, czyli Kuna Yala


Patrzycie na zdjęcia i widzicie rajskie plaże, turkusową wodę i piękne palmy. Owszem, zapamiętam dziewicze piękno wysp San Blas, ale to nie będzie tym, co w pamięci zostanie mi na dłużej. Zapamiętam opowieści Armando- naszego kierowcy, rodowitego mieszkańca wysp Kuna Yala. To on opowiedział nam najwięcej.

Archipelag wysp Kuna Yala należących do Panamy tworzy ok. 365 wysp. Wszystkie należą do rodowitych mieszkańców- Indian z plemienia Kuna Yala. Część z nich jest zamieszkana przez mieszkańców, część przekształcona w turystyczne idylle, a część absolutnie dziewicza. Co ciekawe, wszystkie wyspy są w rękach mieszkańców Kuna Yala. Żaden z zagranicznych inwestorów, choćby miał walizkę pieniędzy, nie jest w stanie przekupic tej ludności. Bo Kuna Yala chcą zachować za wszelka cenę swoją kulturę i odrębność. W końcu jest ich ok. 100 000! Mają swój język, swoje szkoły, swoje religie i swoje szpitale. Ci bogatsi mają też swoje wyspy, ale to wszystko ich- Kuna Yala. Mają swoje palmy z kokosami, które stanowią ich walutę. To za kokosy wymieniają się na inne dobra, których nie mają w posiadaniu. Dlatego tak bardzo przypominają, że nawet jeśli kokos spadnie obok nas, nie możemy go zabrać. Rząd Panamy nie miesza się w ich interesy, mają autonomię i mają nawet swoją kontrolę migracyjną przed wjazdem na ich teren. Sprawdzają paszporty, sprawdzają przewożone towary, sprawdzają osoby wjeżdżające na ich teren, ale co najważniejsze- wszyscy się znają (a przynajmniej Ci, którzy nie zostali odizolowani od świata na lądzie). 



Jak zatem żyją Ci mieszkańcy? Czy są wyedukowani? Czy opuszczają swoje wyspy i migrują? Czy mogą zawierać małżeństwa z osobami spoza ich plemienia? Wszystkie pytania, które miałyśmy w głowie, próbowałyśmy zadawać. Nie zawsze to było takie proste, nas turystki traktowali z rezerwą, rozumieli hiszpański, ale nie chcieli rozmawiać w tym języku. W końcu mają swój własny. 



Najwięcej dowiedziałyśmy się od Armando. Opuścił swoją wyspę, gdy miał 10 lat, przeprowadził się do lądowej części Panamy. Myślę, że to sprawiło, że tak chętnie opowiadał o swojej kulturze. Był bardziej otwarty. Nie uciekał od swoich korzeni, był związany z wyspami. Codziennie dowoził zainteresowanych turystów do portu, a sam za 2 lata chciał kupić jedna z wysp. Bo on mógł. Bo był Kuna Yala. 


Wiemy zatem trochę o życiu osób, które przeniosły się do lądowej części Panamy. Co z tymi, co pozostali? Dalej żyją i mieszkają na wyspach. Czym konkretnie się zajmują? Wypowiem się jedynie z perspektywy tego, co widziałam na naszej wyspie, gdzie nocowaliśmy. Mieszkało tam parę osób, wszyscy jakby spokrewnieni, bo bardzo podobni do siebie. Mieszkali w podobnych warunkach, co my. Żyli prosto i skromnie. Codziennie rano czyścili plaże, kosili (nożem!) trawę, sprzątali uschnięte liście palm, zbierali kokosy, ktore już spadły i dbali o nasze chatki. Zajmowali się tą turystyczną wyspą, jednak z jedną znaczącą różnicą. Oni tam mieszkali, dzień w dzień. Niekoniecznie się z tej wyspy ruszali. Znali osoby, które przywoziły im łódkami gości lub towary, których na wyspie nie mieli. W wolnych chwilach odpoczywali i bawili się- grali w siatkówkę, oglądali mecze w telewizji, wskakiwali do wody. Oni tak po prostu żyli. Na tej małej wyspie, której koniec widać z każdej strony. 


Raz, gdy tylko jednemu z młodych Holendrów spuchł palec, bo prawdopodobnie go coś ugryzło, gdy chciał się wspiąć po palmie, to wtedy zebrali sie wszyscy mieszkańcy. Chcieli pomóc, choć tak naprawdę nie mogli przegapić takiego wydarzenia. Coś się w końcu na tej wyspie działo. Zlecieli się wszyscy, część z nich postawiła krzesła i obserwowała sytuacje. Tak, jakby oglądali film i jedli popcorn. Zaoferowali pomoc i w razie, gdyby nie przeszło, powiedzieli że zawiozą do szpitala. Nasze pierwsze pytanie- jak to do szpitala, gdzie? - No, tam na tamtej wyspie. - Tej tam wyspie? Tamtej, która wygląda tak samo jak nasza? - No tak, tam jest szpital. 

Chciałabym zobaczyć ten szpital, ale jeśli jedyna okazja, żeby się tam przejechać, to własny uszczerbek na zdrowiu, to podziękuje. Żeby poznać ich prawdziwe życie, chyba trzeba inaczej. Ale jak?


Zostawiam więc Was z moimi wspomnieniami z wysp San Blas, na które w istocie powinno się mówić Kuna Yala. Pierwszy raz miałam styczność z tak odrębnym plemieniem, które dalej żyje i funkcjonuje dobrze. Moje ciekawe serduszko na jakiś czas zostało zaspokojone. 



A czy Wy kiedykolwiek mieliście okazje poznać życie osób z innych plemion? Jeśli tak, podzielcie się w komentarzach!


1 komentarz:

  1. Po zastanowieniu chyba nie miałam okazji poznać życia ludzi z innych plemion. Piękne zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń